Kontakt z torre.pl (pon.-pt. 9-17)

Botswana Zimbabwe Delta Okavango, Victoria Falls, Moremi, Chobe, Makgadikgadi

Makgadikgadi Pans, wycieczka mokoro rozlewiskami Okavango, safari w Moremi, Savuti i Chobe (tu 130 tys słoni!), rejs Chobe i Wodospady Wiktorii

Pakistan Karakorum Highway

NOWOŚĆ Bajeczne krajobrazy Karakorum. Passu - najpiękniejsza góra świata. Dolina Hunzy

Libia Tuareskim Szlakiem + Rzymskie Miasta

NOWOŚĆ Wracamy do najpiękniejszych miejsc na Saharze. Magatgat, Acacuc, jeziora Ubari, Erg Murzuk, Ghadames + rzymskie miasta Leptis Magna i Sabratha

Kostaryka NOWOŚĆ Od Morza Karaibskiego do Oceanu Spokojnego

Najbardziej ekologiczny kraj świata. Królestwo nieskażonej przyrody

Indie Ludy Orissy

Indie nieoczywiste, czyli grupy etniczne Orissy

Jemen Sokotra. Wyspa Skarbów

Drzewa butelkowe i z krwi smoczej. Bajeczne plaże, krystalicznie czysty Ocean Rejs z jemeńskimi rybakami z pląsającymi delfinami wokół. Idylla i szczęście :)))

Madagaskar Baobaby Lemury Tsigny

W programie min Tsigny de Bemaraha - największa atrakcja Madagaskaru, rzadka w programach ze względu na koszt i trudnośc dotarcia. Wycieczka w dobrym standardzie.

Bhutan Ostatnie wolne królestwo buddyjskie

Niezwykłe festiwale buddyjskie Thimpu Tsechu i Gamgtey Tsechu, Klasztor Takstang

Antarktyda Antarktyda

Rejs na Biały Kontynent - oferta w cenach statku

Wybrzeże Kości Słoniowej Serce Afryki Zachodniej

Święte totemy i królestwa plemienne., od kolorowych masek po tańce inicjacyjne, od tradycyjnych wiosek myśliwskich po katedry, od lasów po sawannę, od mostów z lian po Ocean

Ekwador Galapagos i Lagartococha - święta ziemia Indian Secoya

Lagartococha to święta ziemia Indian Secoya. Dziewicza, wspaniała dżungla na granicy z Peru. Do tego Galapagos

Sudan Południowy Afryka prawdziwa. Ludy Sudanu Południowego

Ludy Jie, Toposa, Laarim, Lotuko, Mundari

Papua Nowa Gwinea Ekspedycja rzeką Sepik i festiwal ludów papuaskich Goroka

Wioski Papuasów nad rzeką Sepik. Goroka show - festiwal gromadzący niemal 100 miejscowych ludów

Togo, Benin, Ghana Festiwal VooDoo. Festiwal Akwasidae

Festiwal Akwasidae w Ghanie, Voodoo, Taniec Ognia, maski, ceremonie, rytuały, wróżbici, szamani....

Uganda Rwanda W cieniu Gór Księżycowych

Permity na obserwację goryli i szympansów w cenie!

MJANMA (Birma): Birmańska Mozaika

Pagody Baganu, złoty Szwedagon, plaże Ngapali, turkusowe wody Zatoki Bengalskiej, jezioro Inle, Mandalaj, ludy Intha Pa-o, Pa-dong

Czad: Za horyzontem. Toubou, Ennedi, Ounianga. Ekspedycja saharyjska

Wspaniała wyprawa do najpiękniejszych miejsc w Afryce! Bajeczne krajobrazy Ennedi... labirynt Oyo, guelta Archei, d'Aloba - najwyższy naturalny łuk na świecie, jeziora Ounianga, jeepy 4x4

Meksyk Święto Zmarłych w Meksyku

Niezwykłe obchody Dnia Zmarłych, wpisane na listę UNESCO. Bardzo radosna fiesta z wesołymi „czaszeczkami” - calaveritas. Jedyna taka wycieczka w Polsce

RPA, Zimbabwe, Botswana Africa Explorer

Piesze tropienie nosorożców w Matopos, Victoria Falls,delta Okavango, PN Krugera, Blyde RIver Canyon, Midlands w Zimbabwe, rejs po rzece Chobe
PROSIMY O PRZECZYTANIE ORAZ AKCEPTACJĘ POLITYKI OCHRONY DANYCH TORRE POPRZEZ ZAZNACZENIE POWYŻSZEGO OKIENKA (CHECKBOXU)
Dziękujemy za zapisanie się do newslettera. Prosimy sprawdzić konto email. Za chwilę otrzyma Pan/Pani link do potwierdzenia subskrypcji.

Zimbabwe - naszaafryka.com

Mieszkamy sobie w Zimbabwe.

 

Piekny kraj, dwadzieścia lat temu odzyskali niepodległość. 
Tylko po wojnie wybrali sobie prezydenta, który okazal się bandytą i złodziejem.
Nie ma benzyny. Ludzie zarabiaja psie pieniadze. 
Oficjalna propaganda donosi o sukcesach gospodarczych...
Uczymy się angielskiego w bardzo międzynarodowej szkole: przeubaw. 
I genialna nauka jak to ludzie moga 
być różni i jednocześnie jak bardzo podobni.
Zupełnie nieregularnie sporządzamy różne zapisywanki o tym co zachwyca i przestrasza.
To one beda stanowiły treść następnych stron. Z niektórych już sami sie śmiejemy. 
Historia.
Zdjęć też cale szuflady; będzie co oglądać.
 

* * *


Trochę o komunikacji miejskiej w Harare. Są dwie możliwości: 
1. Taryfa. To brzmi nieżle, ale są to takie trupy, że trudno sobie wyobrazić. 
Zamiast zegarów parę kabli i 
nawet nie wszystkie mają światła. 
Taki złom nie ruszy bez kolegów kierowcy. Taki kierowca zabierze nawet 
7 osób! 
Są też lepsze taryfy, ale droższe.
2. Buski. Commuter Bus to miejscowy pomysł na nieregularną komunikację miejską. 
Wraki jeszcze gorsze 
niż taryfy. Taki nie ruszy dopóki nie zbierze się 20 osób! 
A potem na trasie zabierze jeszcze z 5 
(raz jechałem na silniku, czułem swąd palonego mięsa. Swojego!). 
Zatrzymuje się to sposobem „na stopa”,  a wysiada gdziekolwiek krzyknąwszy 
wcześniej BUSTOP! (to jest w 
miejscowym języku shona i oznacza: bus stop!). 
To trzeba zobaczyć. To jest sposóbna rozwiązanie problemu
komunikacji w 2 mln mieście! 
A w Warszawie korki!
Jazdę tymi protezami autobusów umila lektura mądrości, którymi są one obklejone. 
Nastąpią teraz przykłady w dość wolnym tłumaczeniu:
Jeśli miłość jest ślepa to jak Jezus mógł widzieć?
Myślałem, ze jestem biedny, bo chodzę bez butów. Dopóki nie spotkałem człowieka 
bez stóp.
Jeżeli całowałeś się ze złodziejką to przelicz zęby.
Nawet, jeśli mnie znasz musisz zapłacić. (To wisiało koło kierowcy)
Jesteś pijany? Nie ma problemu. Tylko Ty nie bądż problemem.
 

* * *


Bieda coraz większa. Więc ludzie kradną. 
Okradanie grobów z miedzianych i brązowych okuć nie dziwi, choć 
przeraża 
(jedna babcia powiedziała, że nie tylko życie, ale nawet umieranie w Zimbabwe jest 
strasznie 
trudne). A znaki grogowe się kradnie i robi się z nich uchwyty do trumien. 
Ale po co ktoś ukradł sygnalizację świetlną z naszego skrzyżowania? Kilkanaście 
trzykolorowych świateł! 
Może do dyskoteki chcą to sprzedać?
Znajoma pielęgniarka opowiadała jak ktoś przyszedł i zaproponował szpitalowi zakup
tanich strzykawek 
z RPA. I już mieli je kupić, gdy się okazało, że są to strzykawki, 
które zostały poprzedniej nocy ukradzione 
w tym właśnie szpitalu! 

* * * 


Dlaczego w nocy nie jeździmy stopem.
Troche sie zrobilo nieswojo kiedy w srodku nocy, jadac rozklekotana Mazda 323, 
zobaczylismy 3 lwy 
przechodzace przez droge. Blisko…
Co sie wtedy robi?

 


Otwiera okno i robi zdjecia!!! 
(zdjecie u gory; nerwowe) 

A co sie robi kiedy sie zauwaza – bedac w polowie wychylonym przez przednie okno 
bo sie robi zdjecia – ze 
z tylu, na wysokosci tylnych drzwi samochodu, stoi nastepny lew? 
Robi mu sie zdjecie z odleglosci 30 cm 
z lampa  blykowa oczywiscie! 
(zdjecia na dole, lew zalapal sie tylko w polowie bo sie za blisko ustawil) 

 



PS 
Wszyscy twierdza, ze mielismy szczescie….
Jasne! Takie zdjecia! 

* * * 


Zwykle nasze gazety sa nuuuudne ale dzis znalazlem perelke!
Przytaczam prawie w calosci: 
"KOBIETA DOMAGA SIE KOZY ZABITEJ NA JEJ POGRZEB"
Bejtbridzanka (jak przetlumaczyc "the Beitbridge woman"? 
niech bedzie: kobieta z Beitbridge), uwazana za 
zmarla, ktora w dramatyczny 
sposob wkroczyla na wlasna stype odmawia obecnie powrotu do domu – 
dowiedzial 
sie nasz reporter wczoraj.
Krewni 65-letniej kobiety powiedzieli Chronicle (to nasza gazeta wlasnie), ze domaga 
sie ona zwrotu jej koz 
zabitych na pogrzeb oraz garnkow i ubran, ktore zostaly 
zgodnie z tradycja zakopane w grobie - inaczej nie 
wroci do domu.
"Nasza babcia odmawia powrotu do domu; mowi, ze najpierw musimy zwrocic 
jej rzeczy oraz kozy, ktore 
zostaly zjedzone na stypie" - powiedziala pani Thabang Tlou. 
"Zakopalismy w grobie takze jej koce i ubrania, zgodnie z tradycja, a ona teraz 
domaga sie ich zwrotu. Nie 
wiemy co robic?" (pogrzeb trwa kilka dni, czeka sie 
az wszyscy krewni dojada - i rodzina zmarlego musi 
zalobnikow przez te pare dni karmic)
Kobieta obecnie przebywa u swoich krewnych. Krewni tej kobiety pogrzebali cialo kobiety, 
ktora uznali przez pomylke za swoja babcie. 
Zmarla byla w 
podobnym wieku i znaleziona ja niedaleko ich domu. 
Cialo znalazly bawiace sie dzieci. Dzieci zawiadomily policje a policjanci przyjechali 
i zabrali cialo. 
Nastepnie rodzina Tlou  zorganizowala 
pogrzeb kobiecie pomylkowo uznanej za krewna. 
Tymczasem "zmarla" przez kilka dni bawila w goscinie u 
znajomych. 

 

 

* * * 


Jest 6-ta rano. Godzina niezwykla i malo mi znana:-)
Jade przez miasto. Sie budzi. I budza sie kierowcy w kolejkach po benzyne. 
Ani benzyny ani ropy doslownie 
nie ma. Stacje benzynowe wyschly. 
Mozecie to sobie w Europie wyobrazic??? Pare zdjec kolejkom zrobilem. 
Choc to zakazane.
Kilka tygodni przyjechalo po mnie i Krystiana CIO (miejscowe KGB) i wyladowalismy 
w obskornym 
komisariacie za filmowanie w sklepie. 
Sie darli na nas ze szpiegujemy dla Blaira i robimy zdjecia braku cukru.
- Jak mozna robic zdjecia czemus czego nie ma?
Ogolnie zaczynalo sie robic nieprzyjemnie bardzo.
- Juz my sie wami zajmiemy! – itd.
Choc byly tez momenty zabawne. Oficery sie zmienialy za biurkiem a mysmy sie troche 
zaczynali nudzic 
powtarzaniem tej samej opowiesci. 
Ogladnelismy wszystko w kwaterze CIO ale ile mozna sie gapic na 
maszyne do pisania? 
Potem zaczelismy ogladac swiat za oknem. 
I zobaczylismy przedziwnosc: 
sniezny 
pojazd czterokolwy o wdziecznej nazwie ARCTIC CAT.
- Panie wladzo, a co to jest?
- Czterokolowy pojazd sniezny ARCTIC CAT. Otrzymalismy w darze.
- I przydaje sie? Do odsniezania, czy co?
- Nie bardzo. Nie ma systemu chlodzenia. Snieg to powinien chlodzic. 
Ale mozna tym jechac na poczte! Bo to 
3 min stad. 
Tylko potem trzeba czekac godzine pod poczta zeby sie to schlodzilo.
- Darowanej zyrafie w zeby sie nie patrzy……..
- Co?
A potem przyszlo olsnienie: mozecie ten film zobaczyc! 
(chwala tworcom technologi cyfrowej). 
I ogladali. A 
ubaw przy tym mieli wyborny:
- Patrzcie, toz to wujek Zygmunt!
- Ja tam bylem!
- Zoska!!??
Wszyscy w Afryce lubia zdjecia:-) Nawet CIO.
- No tak to nie byl film szpiegowski. Ale zeby mi to bylo ostatni raz!
- Tak jest! Ostatni raz…..….dalismy sie tak glupio zlapac:-)

 * * * 


Miejscowy element przestępczy mnie namierzył i w całkiem niezwykłym stylu 
pozbawił mnie własności. Nie 
przyszedł, rzeczony element z bejzbolem i nie wyrwał torby. 
Ale odegrał sztukę pod roboczym tytułem: 
"Biały potrąciwszy czarnego nie dziwi się, że natychmiast robi się zbiegowisko i 
zupełnie nie podejrzewa, że 
jednocześnie ze wzrostem popularności biały traci na wartości"
Teatr kocham i wiem, że wymaga ofiar (taki Szekspir dostał od Jasia Fasoli w twarz 
- film taki widziałem. 
Albo Marek "Sierota" M. 
- kto ma wiedzieć wie o kogo i o co mi chodzi). 
Ale ponieśli też moje dokumenty - no 
a tu już nie ma miejsca na improwizacje. 
Poszedłem na posterunek policji.
I tu bym mógł się rozpisać! Szok i zdumienie. 
Nie od razu odróżniałem policjantów od złodziei :)). 
Nie 
zachowana zupełnie zasada klasycznego teatru o jedności czasu miejsca i akcji: 
przez parę dni włóczyli mnie 
po różnych biurach i biurkach.
I nie przez złośliwości ale najzwyklej w świecie nie bardzo wiedziano co ze mną zrobić. 
Żeby sobie i oficerom 
pomóc ograniczyłem swoje potrzeby do uzyskania wtórnika 
prawa jazdy.
-Wtórnik prawa jazdy powiadasz.... - zaczął kolejny oficer filozoficznie.
-No. - odpowiedziałem. 
Ale wydało mi się to trochę za krótko. To dodałem:
-No tak!
A pan oficer zwyczajnie oderwał kawałek strony z książki telefonicznej i teraz proszę 
popatrzeć na grafikę:
   

 


To jest ksero mojego wtórnika mojego prawa jazdy. Wielkość naturalna.
  

* * * 


I nie ma pieniedzy! Fizycznie nie ma. Nie ma w bankach. Nigdzie nie ma. 
Kolejna specjalnosc 
zimbabwianska: 
banknoty 500 dolarowe (1 dolar amerykanski = 4000 dolarow zimbabwianskich) 
maja taki 
platynowy pasek. I te banknoty skupowane po 800 dolarow 
(spryciarze w RPA odzyskuja te platyne). 
Mugabe krzyczal a nawet wprowadzil prawo takie nowe, ze posiadanie gotowki w domu 
to przestepstwo i ze 
trzeba pieniadze do banku przynoscic. 
Tez by chcial platyne! Chcial nia zaplacic za wydrukowanie nowych 
pieniedzy. 
Jesli sie ktos pogubil w moim tlumaczeniu to koniec hystryji jest taki: 
za 2 dni wprowadzone beda 
nowe banknoty 500 dolarowe. 
Bez platyny i bez wartosci. To ma pewnie zatrzymac inflacje...
   

* * * 


Wyjątki ze słownika polskich misjonarzy pracujących w Botswanie:
ENDŻOJOWAĆ SIĘ   się cieszyć 
EDWANŚNIĘTY   zaawansowany
W OKTOBRZE   w pażdzierniku
CZARDŻOWAĆ BATERIĘ   ładować akumlator
 

* * * 


Kurz.
Afryka to kurz. Pyl wszedzie. 
Nie pomaga za bardzo zamykanie okien. Zalewanie kurzu betonem 
(w miastach) tez 
nie pomaga. A nawet kiedy troche go jakby mniej to wtedy przychodza kobiety, 
zeby 
pozamiatac. I kurz juz znowu jest wszedzie. Wszedzie. I rady na to nie ma. 
I tylko ladne zdjecia wychodza - w zakurzonym swietle nie wprost.
Siedze wiec zakurzony i naszlo mnie na podsumowania. Tak mnie naszlo: 
bo czemu sie podsumowuje tylko 
wg systemu dziesietnego? 
A tak na 4? Tak po 4-ech latach.
Tak o. 
Przeplukujac gardlo z kurzu staram sie podsumowac te nasza Afryke. I? I nic. 
Nic nie wiadomo. 
Wszystko co 
mi sie wydaje, ze juz troszke kumam i potrafie dostrzec istote 
i odroznic materie od formy za godzine albo za 
dzien moze sie okazac nie warte 
funta klakow albo jakiejs innej garsci pierza afrykanskich kurczakow. Albo 
wiadra kurzu.
I sam juz nic nie wiem (gdzies to juz slyszalem:-).
Tylko tyle, ze tutaj wszystko jest calkowicie i absolutnie 
mozliwe. 
Ze w Afryce dzis 2+2 jest okolo 4 a jutro moze byc 6,28 
albo ukradna dwojke i dopiero wtedy 
wyjdzie dokladnie 4. 
Matematykuje tak sobie siedzac u Malego w Ndolwane. 
Zakurzonym dlugopisem na zakurzonej kartce. 
Miejsce spokojne, dostojne, zakurzone. Jak wiadomo 100 km od asfaltu. 
Przyjechalismy ze znajomymi 
odwiedzic misjonarzy w buszu. 
Towarzystwo poszlo nad rzeke. 
Tu sie zawsze chodzi nad rzeke:-)
 Przedostatnio bylo tak (Maly mi oopwiadal): 
przyjechalo kilka siostr z RPA zobaczyc prawdziwa misje. 
No i 
oczywiscie Maly organizuje wycieczke nad rzeke. 
Jedna z siostr pozyczyla krotkie spodenki (Maly sie zdziwil), 
druga wziela ksiazke (Maly sie barrrrdzo zdziwil) i poszli. 
Droga ladna i niezwykla bo wsrod wysokich, 
pelnowymiarowych drzew–w Afryce to niezwykle. 
Szli i szli az doszli i… umarly kobiety ze smiechu prawie 
kiedy zobaczyly rzeke 
(Maly zadziwieniem przekroczyl wszelkie graniace). Bo rzeka juz zwykla, afrykanska. 
Czyli sucha. 
Piasek od brzegu do brzegu. 
Bo ta pierwsza pozyczyla spodenki zeby sie wykapac a ta druga 
wziela ksiazke, 
zeby sobie poczytac kiedy ta pierwsza bedzie sie kapac!
A tu tylko kurz. Tym razem z rzeki. 

 

 

* * * 


Znowu napadli nasz misje w Zambii. Tym razem w Kabwe. 
Czterech naszych bylo w domu. I wszyscy dostali 
niezle lanie.
Kiedy chlopaki uslyszeli nieproszonych gosci Simon nacisnal alarm 
(ze to zaraz miala ochrona przyjechac). 
Czekali na ochroniarzy. 
Kiedy ich lali i szukali pieniedzy wciaz czekali na ochroniarzy. 
Komus cudem udalo sie 
zadzwonic po policje. Dalej ich lali i szukali a oni czekali. 
Teraz juz na ochroniarzy i na policje. 
W koncu 
zlodzieje  znalezli co chcieli (jeszcze wyzarli pare rzeczy z lodowki!) i uciekli.
Wtedy przyjechala ochrona i policja i wytlumaczyli:
- Balismy sie. Wiec czekalismy az zlodzieje uciekna. 

* * *



Szukalismy lawek kiedy zblizalo sie poswiecenie kosciola. I nikt nie mogl nam pozyczyc.
Wszyskie koscielne instytucje same uzywaja glownie w niedziele 
- a my oczywiście potrzebowalismy w 
niedziele. 
Niekoscielne chcialy, zebysmy placili. Czym?! No to gleba! 
Doslownie: ludzie bede siedziec na 
podlodze. Tutaj to zadna nowosc ale zawsze...
Wieczorem przed otwarciem przychodza mezczyzni. Tacy szczesliwi.
- Father, bylismy na piwie.
- Czuje - i troche zazdroszcze w myslach.
- I mamy lawki! Z baru nam pozycza. Oni w sobote w nocy zamykaja wiec mozemy 
rano w niedziele je 
przywiezc. Za darmo. Popieraja otwarcie kosciola! 
- nie watpie, katolicy najlepsi klienci:-)
I przywiezli: kolorowe, ze az oczy bolaly, wielkie i ciezkie (to chyba, zeby nie bylo latwo 
ich na "latajace lawki 
w barze" przerobic:-) 

* * * 


Laze sobie i rozgladam po sklepie.
Na jednej z polek staly takie male, biale widerka. Cos nie tak… 
W kazdym widerku papier toaletowy, jakas 
szmatka, krzyzowka! 
I jakies pewnie inne niewidoczne roznosci.
????
Napis obok wiaderek wytlumaczyl:
NIEZBEDNIK KOLEJKOWICZA PO BENZYNE
Bedziesz kiedys jechal i zobaczysz benzyne na stacji i o nic nie musisz sie martwic, 
wszystko czego mozesz 
potrzebowac by stanac na kilka dni w kolejce 
znajduje sie w naszym niezbedniku! Warto miec w 
samochodzie! 

P.S.Rozmawiamy sobie po Mszy w niedziele. 
Pytam jedna parafianke: jak sie maz miewa?
- A nie wiem. W srode pojechal do kolejki. Wczoraj dzwonil, mowi ze moze jutro przywioza. 

* * * 


150 km od Harare jest miasteczko Mutoko (bardzo nie wyjątkowej urody). 
A 10 km piachów od Mutoko jest 
sierociniec. 
Po drodze przechodzi się przez wioskę trędowatch.
W sierocińcu jest 150 dzieci. Niestety wiele z Nich ma AIDS. 
Dzieciaki, które nie chodzą jeszcze do szkoły nie
znają angielskiego ani trochę, 
co nie bardzo przeszkadza w porozumieniu się. Ale i nie ułatwia...
Przyjechaliśmy tu z Małym dziś popołudniu. Teraz jest 19 i wszyscy śpią. 
Mały tu posiedzi 5 dni a ja mam za
miar pomieszkać dłużej.
Miejsce to jest prowadzone przez miejscową wspólnotę katolicką 
(białej twarzy 
nie uświadczysz w promieniu wielu km) i się nawet ucieszyli 
jak im zaproponowałem, żeby mnie przyjęli na 
trochę. 
Rano odprawiamy pierwszą Mszę. 
A w Ewangelii: kto się nie stanie jak dziecko niech zapomni o Królestwie 
Niebieskim. 
I: 
kto przyjmie jedno z tych dzieci Mnie przyjmuje. 
Się uśmiecham i przyglądam 50ciu 
dzieciakom, które siedzą na podłodze przed ołtarzem. 
Ich nikt nie chciał. Ale teraz mają dom
 


Cmentarz w sierocińcu


Środa, czyli odprawiamy Mszę w wiosce trędowatych. Około 50 osób tu mieszka. 
Każdy ma mały pusty pokoik i to wszystko. Nic do roboty. 24 godziny nic. 
Następnego dnia to samo. I następnego. 
Nawet nie bardzo  jest jak iść na spacer: wielu z nich ma 
bardzo zniekształcone stopy. 
Lub nie ma ich wcale. 
Spakować się i wyjechać: przecież nie potrafię Im pomóc. 
Albo zostać. 
Dla tego jednego uśmiechu.
  

* * * 


No, ale mialo byc o pieniadzach - jak to miedzy nami cwiercbiznesmenami.
Zyjac w kraju kosmicznej inflacji 
(oglosili budzet tegoroczny: 134 tryliony – nawet nie wiem ile to zer!) 
musimy znosic przerozne jej skutki. Dzis zajmiemy sie fizyka inflacji. 
Inflacja znaczy takze: trzeba sie napracowac noszac i przeliczajac kilogramy 
papieru. 
W sytacji kiedy coraz mniej miejsc akceptuje czeki. 
Przygladnijmy sie naszemu zimbabwianskiemu dolarowi.
Dolar zimbabwianski wystepuje juz tylko w banknotach 
(monet nie ma bo cena zlomu wielokrotnie 
przekraczala wytloczona na monecie wartosc). 
Najwyzszym nominalem jest 20.000. 
Po przeliczniu na 
zlote okazuje sie, ze 
- UWAGA!!!! - 
20.000 dol. zimabwianskich = ok. 80 gr. polskich
  

Kolejne banknoty to (około, bo kurs dolara na czarnym rynku jutro moze byc juz inny): 
40 gr 
polskich, 20 gr, 10 gr, 5 gr, 2 gr, 0,5 gr (nigdy oficjalnie nie wycofane, 
ale nie uzywane juz praktycznie sa 
banknoty o wartosci 0,1 gr. polskiego i 0,005 gr) 
Tragicznie smieszne. 
Szczegolnie kiedy sobie uswiadomic, ze ceny mamy w przyblizeniu europejskie; 
np: 1 
litr benzyny = 1$ = 100.000. dolarow zim, czyli 5 banknotow 
(jesli uzywamy najwyzszego nominalu!!!)
Kolega wczoraj za 4 opony zaplacil 100.000.000 gotowka (
co najmiej 5 TYSIECY banknotow!) 
A gdyby chcial 
do tych opon samochod dokupic? 
Kiedy tu przyjechalismy 1 dolar amerykanski to bylo ok. 50 dolarow zimbabwianskich 
(Maly by pamietal 
dokladnie). A dzis 100.000!!!! 
Po 50 zim. dol. nikt sie na ulicy nie schyli……
 

* * * 


Nowy adres i nowe doświadczenie: nauka języka lokalnego. 
W opisywanym przypadku język się nazywa: NDEBELE.
Na misji jest fajnie bo jest nas trzech Polaków i Rower, czyli Mateo z Indonezji 
(głupie przezwisko przywiózł z
Harare gdzie razem uczyliśmy się angielskiego). 
A Rower to już pół Polak. Czyli jest nas 3,5 Polaków. 
I oto pierwszy raz "idziemy" z Mateuszem do "szkoły". 
Czyli siadamy przed domem (prawie pod palmą) 
i Zulu przystępuje do pierwszej lekcji. 
Zaczyna wydawać różne dziwne dżwięki filmową paszczą 
(staram się 
wierzyć, że to ludzki język...). 
Więc my z Rowerem coś powtarzamy, klikamy (to największy ubaw), 
syczymy, 
mlaskamy i wyciągamy co chwilę język zaplątany w zęby. 
Bo się okazuje, że raz trzeba strzelić 
ozorem w zęby, raz w podniebienie 
a raz w policzek (na szczęście od środka). 
Dobrze też, że nie trzeba 
tym biednym językiem chlastać się po żebrach albo plecach). 
Powietrze zamiast przez paszczę to wydostaje 
się na zewnątrz przez nos 
i czasem innymi dziurami...
Co się nauczyłem na pierwszej lekcji: 
ludzie Ndebele muszą mieć jakieś specjalne mięśnie w języku! 
Ja ich 
nie mam na pewno. Może jakiś przeszczep?
Na lekcje trzeba chodzić z ręcznikiem. 
Albo będziesz siedział zapluty po pachy po pięciu minutach wydobywa
nia z siebie różnicy 
między dżwiękami 'nxa', 'nqa' i 'gxa'. 
Zresztą sam wyraz  ślina  jest ślinotwórczy 
bardzo i brzmi: ' gqxoza'. 
Albo mi się coś pomyliło! Bo 'x' i 'q' to nie są zwykłe 'x' i 'q' tylko kliki to są. 
Czyli 
nawalanka językiem po podniebieniu i zębach. 
I nie jestem pewny czy mogą być dwa obok siebie: 
'gqxoza'? A może mogą??? To by była katastrofa...

To jeszcze chciałem wyrazić tu ubolewanie swoje wielkie, osobiste nad inną katastrofą. 
Mam na myśli ostatni
o wciąż tę zadymę z Wieżą Babel. 
To rzeczywiście była porażka. 
Osobiście mnie jej skutki straszliwe teraz 
dotykają kiedy musze się uczyć jak zwykłe 'k' 
wymawiać na 3 różne sposoby.
 
Zła wiadomość: 
na drugiej lekcji się dowiedziałem, że w Ndebele jest 8 grup rzeczowników 
(plus ze trzy 
wiadra wyjątków) co na ten przykład pozwala utworzyć liczbę mnogą 
na 8 różnych sposobów 
(ach! piękne 
i malutkie angielskie 's' ). 
Tak myślę, że w polskim będzie coś podobnego, tylko polskiego nie musiałem się 
uczyć! 

* * * 


Rzut oka na ekran
Wiadomo, ze zdarzaja sie pomylki filmowe (na jednym ujeciu gosc ma obraczke,
 a na nastepnym, za 
sekunde,  nie ma, i takie tam male wpadki).
Ale z perspektywy (propagandy) zimbabwianskiej filmy sa peeeeelne bledow. 
Kilka przykladow z jednego 
tylko filmu:
1. wszedl do sklepu i kupil chleb. Akurat chleb byl? Co to? SF? I bez kolejki?
2. gosc wstal z lozka rano i wzial prysznic. 
Potem scena jak nastepnego dnia rano wstal i ... wzial prysznic. 
Woda w kranie??? Dwa razy w ciagu tygodnia???
3. gosc byl podejrzany bo mial komorke a zatrzymal sie i zadzwonil z publicznego telefonu. 
W tej scenie sa 
2 bledy: rzeczowy i logiczny. 
Rzeczowy: jak on znalazl dzialajacy telefon publiczny??? 
Logiczny: jesli znalazl 
to oczywiscie, ze zadzwonil z budki bo wszyscy wiedza, 
ze z komorki nigdzie nie mozna sie dodzwonic.
4. facet podjezdza na stacje benzynowa i ...TANKUJE PALIWO!!! 
(rozumiem bledy ale bez przesady!!!) 
5. facet wychodzi z baru i zostawia niedopite piwo! 
Znalazl bar w ktorym jest piwo, zaplacil trzy miliony i 
nie dopija? (to sie nie pisze razem?) 

 

* * * 


A teraz cos jak z Gombrowicza (ale chyba nie wolno skoro (......) 
TU SAM SIE OCENZUROWALEM:-) wiec 
niech bedzie, ze z Montypajtona: 
w calym syfie, ktory sie dookola dzieje, wsrod glodu, najwyzszej inflacji na 
swiecie, 
kolejek i bezrobocia, idac dzis po miescie zobaczylem stol z napisem POMIAR STRESU, 
na stole jakas 
dziwna maszyna a obok usmiechniety, zagarniturowany wlasciel. 
Zainteresowanych pomiarem nie widzialem.
 

* * * 


Stary dowcip sie ziscil: znajomy dostal tabletki od lekarza. 
Czytam opakowanie:
- One nie sa dla ciebie? - mowie.
- Czemu? 
- Tu jest napisane: po jednej tabletce 4 razy dziennie, po jedzeniu. Jesz 4 razy dziennie? 

* * * 


No i sie udalo! 
Juz pare stron temu probowalem dostac sie do sadu, zeby to potem opisac. 
Sad w ustroju 
dyktatorsko-totalitarnym to musi byc mocna rzecz.  
Miesiac temu zostalem zatrzymany za przejechanie skrzyzowania na czerwonym swietle. 
Zolte bylo ale 
z policja sie nie kloce. Gotowki nie mialem, zeby ich 6-ciu zaspokoic. 
Wiec sad!
 
CZYLI BEDZIE O TYM JAK NA STAROSC ZOSTALEM KRYMINALISTA 
I W SWOJE WLASNE URODZINY 
DOSWIADCZYLEM  WYMIARU SPRAWIEDLIWOSCI 

Dzis rano o godz 8-mej, zgodnie z wezwaniem stawilem sie w gmachu sadu. 
Przeszukali nas troche przy 
wejsciu (byla nas calkiem spora grupa kryminalistow). 
Okazalo sie ze „czerwonoswiatlowcow” jest 
dziesiecioro: 7 bialych i 3 czarnych 
(kierowcow czarnych jest 90%) ale pewnie tylko biali sa przestepcami 
drogowymi, 
bo bym nawet nie pomyslal, ze to jakis rasizm:-)
 
Prowadzali nas korytarzami roznymi i w koncu doszlismy do jakiejs kobiety, 
ktora stala za szafo-lada. 
Nas postawili pod oknem. Czekamy.
Potem wzywali nas pojedynczo. 
Kobieta przegladala moje akta – bylo z 10 stron o mnie na skrzyzowaniu!!! 
Nawet nie popatrzyla na mnie, przestepce tylko zapytala czy sie przyznaje do winy. 
Pelen winy w glosie 
odpowiedzialem, ze jestem winny 
(jak bym probowal dochodzic swojej niewinnosci to bym musial wynajac 
obronce itd
 i bym stal pod tym oknem jeszcze pare miesiecy – dowiedzialem sie od znajomych).
Myslem ze to koniec; skasuja przy wyjsciu i ciao. 
Ale sie okazalo, ze to dopiero poczatek:
- Teraz idzcie do sali rozpraw numer 5. 
Sala rozpraw numer 5 obsluguje tylko sprawy kryminalne–tak wynika z tabliczki kolo drzwi. 
W srodku jak 
na filmach: 
tron dla sedziego, barierki dla przesluchiwanych, rozne stoly i lawki dla publiki. 
Klasyczne mebeli 
sadowe (ciut polamane ale co tam!)
Nie wiem czemu ale zostalo nas tylko piecioro – mam nadzieje, 
ze pozostala piatka nie zostala zgilotynowana 
szafo-lada:-)
Znowu stoimy pod oknem bo jaks sprawa sie toczy w sali numer 5. 
Domyslam sie ze kryminalna:-)
Czekamy. Pewnie chca nas zmiekczyc, zebysmy sie przyznali – jak na filmach. 
Ale juz sie przyznalismy. Wiec moze do 
czegos gorszego bede musial sie przyznac? 
Jakis skandal miedzynarodowy? Proba zamachu na naszego 
Stalina? 
Gdzies mialem ten numer telefonu do Amnesty International:-)
Ogladam pozostalych kryminalistow – co najmniej nie sa wyluzowani...
Czekamy. 
Troche sie rozgladam po gmachu i probuje zrobic jakies zdjecie 
– nie jest latwo aparacikiem schowanym w 
kieszeni:-) Ale co to za reprtaz bez zdjec?? 
Zadzwonil telefon: mialem przekazac chlopakowi kase na studia od dobrodziejow z Polski. 
Akurat byl w 
miescie, mowie:
- To spotkajmy sie w sadzie. Sala rozpraw numer 5, pierwsze pietro – mialem pienaidze 
na wypadek 
grzywny, kaucji czy czegokolwiek.
- Gdzie mamy sie spotkac??
- Tam gdzie powiedzialem.
Ciekawe co sobie pomyslal o pochodzeniu tych pieniedzy:-) 
Wreszcie nas wpuscili do srodka. Siedlismy w lawkach.


Sąd w Bulawayo

- Prosze wstac!
Wstalismy. Normalnie jak na filmach!!
Sedzina, jakas sekretarka, 2 policjantow, jakis facet i tlumaczka 
(nie tlumaczka na jezyki ale tlumaczka 
obrzedow i slangu sadowego–bardzo madra funkcja 
wiele razy mowila nam gdzie stanac i co mowic i kiedy 
wyjsc itd). 
Przejechanie skrzyzowania na czerwonym swietle w jezyku sadowym to wywod na 2 strony 
i kazdemu to 
odczytywali jako oskarzenie. 
Jeden gosc byl 2-gi raz. Za pierwszym razem sie nie przyznal. 
Sprawa odroczona – szukanie swiadkow. 
Dzis 
byl swiadek oskarzenia: policjant, ktory zlapal goscia.
- Zna pan oskarzonego? – ktos tam zapytal policjanta.
- Nie.
- A pamieta pan jak go pan zatrzymal po przejechaniu czerwonego swiatla?
I tu gliniarz sobie przypomnial i belkotal o przestepstwie i jak to bylo i ze uch i ech.
Na co oskarzony:
- On klamie.
I taki dialog przez nastepne pol godziny. Duzo nudniej niz na filmach.
Potem sedzina:
- Na dzis starczy, nastepna rozprawa za miesiac. 
Zbliza sie moja kolej. Dostalem SMSa z parafi (rano Mszy nie bylo bo ksiedza sadza):
 „Fr, God is with u!” 
Najlepsza parafia na swiecie!!!! 
Wyczytali moje nazwisko. Wchodze do tej klatki i ogladam sedzine. 
Gruba. Mlodsza ode mnie (taka refleksja 
urodzinowa:-) 
Od razu mi sie przypomina, ze Mugabe ostatnio dal sedziom po samochodzie i laptopie. 
Laptopa nie ma. Kobieta zapisuje wszystko recznie. 
Wszystko sie dzieje poooooowooooli.....
Chyba oskarzyciel przeczytal oskarzenie. 2 strony numerkow i dziwnych slow.
Potem sedzina czyta to jeszcze raz w formie pytan i co chwile musze mowic: „tak”. 
W sumie czesci z tych 
pytan nie zrozumialem (tlumaczka przysypia). 
Ciekawe do czego sie przyznalem? 
Znowu zapytali czy jestem 
winny. Wciaz jestem.
Potem poderwala sie tlumaczka i pytala ile mam lat, ile dzieci, ile wyplaty itd. 
Zapyatla co posiadam: dom, 
samochod? 
- Motor mam, psze pani.
- Prosze przyjsc za godzine na odczytanie wyroku. 
Najblizej jest galeria narodowa – z miejsc gdzie mozna napic sie kawy. Do galeri!!!
Na schodach spotkalem czlowieka. Twarz jakby znajoma. 
Sie okazaalo, ze to gosc, ktory niedlugo wezmie za 
zone dziewczyne z mojej parafi 
i pare tygodni temu byli slub zalatwiac. 
Prawnik! Wzialem od niego 
wizytowke – na nastepna rozprawe prawnika wysle:-) 
Po przerwie bylem pierwszy, sala numer 5 – zgodnie z zalozeniem – byla pusta. 
Pare szybkich zdjec:-) 
(rece mi sie trzesly!) (
za robienie zdjec juz raz bylem aresztowany a raz okrzyczany przez policje:-)
Sedzina sie spoznila ponad pol godziny. 
Se mysle: sie kobieta nastudiowala, nawkuwala tego prawa a teaz za 
mandaty kasuje. 
Tez bym sie nie spieszyl.
 
Jak juz wstalismy i usiedlismy to od razu wezwali mnie. 
Znowu czytaja chyba to samo (przekrecone 
nazwisko, nie moj numer rejestracyjny,
nawet nazwa samochodu sie nie zgadza – ale nic nie sprawdzaja, 
nie 
chca zadnych dokumentow. 
Moze to nie ja?:-)
Wreszcie: 
JEST WINNY. 
- Co do kary: rozpatrzylam mozliwosc wiezienia ale tam skazany moglby dostac szoku. 
Rozpatrzylam takze 
kare pieniezna ale skazany jest biedny i ma tylko motor. 
Wobec tego sprawa jest anulowana. Oskarzony 
moze odejsc.
No i poszedlem. Czas akcji: 4 godziny.  



ZAMIAST KOMENTARZA:
Ta piatka, ktora zginela w okolicach szafo-lady miala jeszcze glupiej:
Kiedy nas zabrali do sali rozpraw numer 5, policjant  ich zapytal czego stoja pod oknem.
- Tez mielismy sie stawic w sadzie za przejechanie skrzyzowania na czerwonym swietle.
- A jak wasze nazwiska?
I zapisal.
- A adresy?
I zapisal. I powiedzial:
- To milo, ze przyszliscie sami bo wasze akta zaginely. 
Ale za chwile wszystko spiszemy na nowo i 
przyjdziecie na rozprawe za miesiac. 
Ech......... 

* * * 


Przerabialiśmy w szkole trochę (będzie po polsku:) Szekspira. 
I się zrodziła myśl: zróbmy i my wielki teatr! 
Mamy więc się zająć Czerwonym Kapturkiem, bo się okazuje, 
że znają to ludzie z całego świata! 
Tylko 
troszkę to zmieniłem... Pokrótce: 
mama Cz. Kapt. produkuje narkotyki, 
Cz.K. jest dostarczycielem prochów (słynny koszyk!) do babci, 
która 
jest dilerem (razem ze swoim kochankiem), 
wilk to przedstawiciel drugiej mafii, która chce przejąć handel 
w całym lesie. 
Wilk już prawie odkrył, kim naprawdę jest Cz.K. i mówi o tym żonie, 
która jest kochanką 
leśniczego (a leśniczy na własna rękę chce się rozprawić z narkotykową mafią, 
bo jego ulubiony pies znalazł 
w lesie paczuszkę z białym proszkiem, zeżarł to i zdechł). 
Wilk biegnie do chaty babci, żeby wykończyć 
babsko i Cz.K. i oczywiście przejąć biznes, 
ale jest tam kochanek babci. 
Szamotanina. 
Wchodzi Cz.K. 
Wpada leśniczy z flintą i chce ich mózgami udekorować ściany, 
ale na to wszystko wchodzi Niebieski 
Kapturek 
(kiedyś koleżanka z klasy Cz.K., a teraz policjantka), 
która już dawno podejrzewała, co się święci 
(jeden z jej szpicli był przebrany za kwiatka i podsłuchał słynny dialog wilka z Cz.K. w lesie) 
i tłumaczy 
leśniczemu, że  lepszy będzie proces niż samosąd. 
To tak mniej więcej.
Teraz tylko muszę to napisać po angielsku... 
Jak (będzie po polsku:) Szekspir? 

 

 

* * *

 

Mały mi opowiedział kilka dni temu niesamowitą historię. 
Sam tak to opisał w liście:
 
No i historia, której zakończenie jest, przynajmniej czasowo, radosne. 
Dwa tygodnie temu przyszedł do misji
chłopak - Godfrey Mashovedzera. 
Prosił o pomoc – ojciec zmarł dwa lata temu, matka jest chora – oficjalnie 
na gruźlicę, 
ale tak naprawdę to już jest AIDS. Nie mają środków do życia. 
Godfrey pisze wiersze i w ten 
sposób zarabia by opłacić czesne w szkole dla siebie 
i dla młodszego rodzeństwa. 
Zabrali go weterani 
wojenni, żeby tworzył poematy wychwalające 
„wspaniałą sytuacje w Zimbabwe i prześwietną partię 
ZANU-PF” 
– tych, którzy zrujnowali ten kraj niemal doszczętnie. Obiecali mu płacić – nie płacili. 
Był już 
w misji dwa miesiące wcześniej, ale nie spotkaliśmy się. 
Nasi pracownicy pracujący w wydawnictwie znali 
jego historie i pomogli mu wtedy. 
Prosił o żywność dla rodziny. Byłem wtedy sam na parafii. 
Dostał to, co 
mieliśmy – około 60 kg wszystkiego. 
Jeden z pracowników zawiózł go do domu – 20 km w głąb buszu. 
Następnego dnia zjawili się weterani i pytali o chłopaka. 
Na początku twierdzili, że są rodziną, potem, że 
opiekunami itd. 
Ostatecznie niczego nie osiągnęli – nie chodziło im o Godfrey’a tylko o żywność, 
którą dostał. 
Nigdy się już więcej nie zjawili. 
Kilka dni później pojechaliśmy do wioski, 
w której mieszkał Godfrey 
z rodziną. Lider miejscowej wspólnoty katolickiej znał tą rodzinę 
i problemy – pomagali im już wcześniej. 
Pojechaliśmy do ich domu. 
W samym środku buszu, dwie chaty, chora matka, która ledwo trzyma się na 
nogach 
i czworo dzieci – Godfrey ma 15 lat! i dom na utrzymaniu. 
Ponieważ jest bardzo inteligentny, pytam 
o szkołę. 
Ten chłopak dziennie pokonywał dystans 24 kilometrów żeby się kształcić! 
Chyba nie trudno sobie 
wyobrazić, że 24 km dziennie piechotą, troska o rodzinę i nauka 
to ponad siły piętnastolatka. Bliższa szkoła 
jest oddalona od jego domu 4 km, 
ale tam czesne jest bardzo wysokie, bo 11000 dolarów zimbabwiańskich, 
czyli ok. 70 PLN na trzy miesiące. O. Rafał zgodził się, że misja może zapłacić za szkołę. 
Pojechaliśmy tam, 
nie bardzo chciano go przyjąć, bo powinien zacząć od stycznia, 
– czyli kolejne 3 miesiące chodzić te 24 
kilometry... 
Jednak, po przedstawieniu całej historii chłopaka i rozmowie z dyrektorem szkoły – szkołę 
prowadzą Metodyści a dyrektorem jest pastor - zgodzono się, na przyjęcie Godfrey’a 
od zaraz. Potrzebne były 
jeszcze dokumenty ze starej szkoły i szkolne ubranie. 
Następnego dnia zdobyliśmy wszystko, trzeba było 
kupić mu całe wyposażenie 
- i od środy Godfrey jest uczniem nowej szkoły. Nie bez znaczenia było również 
to, 
że dyrektor znał go już wcześniej jako poetę i dlatego nie robił trudności. 
O. M.Malicki, z którym 
przyleciałem do Afryki, przetłumaczył wiersze chłopaka na polski. 
Szukamy miejsca, gdzie moglibyśmy je 
publikować a ewentualne pieniądze przeznaczyć 
na dalszą edukacje tego nieprzeciętnie utalentowanego 
chłopaka. 
Przesyłam z tym listem jego wiersze. Są smutne – jak życie w Zimbabwe. 
Wyłania się z nich świat 
widziany oczyma piętnastolatka.... 
Zresztą sami przeczytajcie. 
Godfrey nie jest katolikiem, jest jednym z 
wielu, którzy potrzebują pomocy. 
Przesyłam wraz z wierszami jego zdjęcie. 
Pozdrawiam Was bardzo 
serdecznie. 
Proszę o modlitwę w intencji misji i Zimbabwe. 
Z Bogiem – o. Marek Glodek

  

Godfrey Mashovedzera – Wiersze
 

NASZA KULTURA   
Czy nasza kultura jest naprawdę stracona? 
Może przez edukację, która jest cudzoziemcem?   

Gdzie jest nasza kultura, starszyzna i wodzowie? 
Gdzie to wszystko utonęło?   

Nasi Przodkowie zostawili nam wszystko. 
A myśmy to wyrzucili. 
Oni używali drewnianych talerzy, 
Kiedy jedli. 
W tradycyjny sposób 
Rozmawiali z pogrążonymi we śnie przodkami 
Pytając o przyszłość. 
I o stan 
Fundamentów domu.   

Dzisiaj nasz kultura jest  tak bardzo inna 
Ludzie nie szanują się nawzajem.    

GRUŹLICA   
Moi przyjaciele i sąsiedzi zbierają się dookoła 
I słuchają jak płaczę. 
Powiedzcie mi jak jest różnica 
Pomiędzy AIDS i gruźlicą?   

„Różnica jest taka, 
Że gruźlicę można wyleczyć; 
A AIDS jest nieuleczalny” 
Musielibyście powiedzieć.   

Ale dlaczego tak jest, że 
Nasi bliscy popełniają samobójstwo 
Nawet bez jednej wizyty w szpitalu.   

Moi przyjaciele, sąsiedzi i krewni 
Pomyślmy zanim coś zrobimy.     

AIDS
Kiedy spotykam samochody, 
Jadące powoli 
I czarny samochód na początku. 
Kiedy patrzę gdzie się zatrzymują 
Widzę tylko wirujący kurz.  

Naprawdę, dokładnie wiem, że 
AIDS zabrał jednego z tych 
Wielbicieli nocnych klubów.    

AIDS - ty zabrałeś mojego ojca 
Jutro zabierzesz moją matkę 
Bo oni nie dbali o siebie.   

Dzisiaj jestem samotny, 
Moi rodzice odeszli; 
Nie wiem dokąd.   

Co mam robić? 
Tak, wiem: 
Muszę mieć jednego partnera.      

WYKSZTAŁCENIE   
Wykształcenie ty jesteś drogą do przyszłości, 
Jesteś morzem możliwości pracy, 
Otwierasz człowiekowi rozum, 
I dajesz dobrobyt dla kraju.   

Dawniej, 
Nikt nie chodził do szkoły, 
Nikt nie umiał czytać ani pisać 
Bo ciebie tutaj nie było.  

Dzisiaj dzieci i dorośli 
Szukają ciebie. 
Pracują dzięki tobie.  

Wykształcenie ty jesteś bardzo ważne.